Polskie Linie Lotnicze LOT nie planują dalszych cięć połączeń do portu Londyn-Heathrow – dowiedział się Rynek Lotniczy. Aktualnie narodowy przewoźnik znad Wisły oferuje dwa razy dziennie loty nad Tamizę. I tak ma pozostać do końca wakacji.
PLL LOT niedawno wdrożyły korekty dotyczące letniej siatki, ale nie w takiej skali, jak na przykład niemiecka Lufthansa. Anulacje dotyczą wybranych
połączeń „nocujących” do Amsterdamu, Mediolanu, Hamburga, Goeteborga czy Lublina w okresie od 18 lipca do końca sierpnia. Rejsy "nocujące" do Koszyc i Ostrawy zostały zamienione na dzienne, natomiast częstotliwość rejsów do Bejrutu została zmniejszona z pięciu tygodniowo na dwa oraz trzy tygodniowo. Ponadto loty z Krakowa do Tel Awiwu zostały zmienione z wieczornych na poranne. Dodatkowo rekomendowane jest przybycie na lotnisko na trzy godziny przed odlotem i jeśli tylko to możliwe, podróżowanie z bagażem podręcznym.
Ogółem w okresie od początku lipca do końca sierpnia narodowy przewoźnik skasował 243 rejsy, czyli ponad 2% zaplanowanych. Większość z nich to relacje do
Amsterdamu, Frankfurtu nad Menem, Londynu i Tel Awiwu, a więc miast, których lotniska mają poważne problemy z przepustowością. Nic nie zapowiada jednak kolejnych redukcji połączeń do stolicy Anglii, gdzie w bieżącym tygodniu podjęto decyzję o
wprowadzeniu limitów w obsłudze dziennej pasażerów.
"W celu ograniczenia ryzyka operacyjnego PLL LOT już wcześniej anulowały wybrane rejsy do Londynu w sezonie wakacyjnym (po jednym rejsie z trzech dziennie). Jesteśmy w stałym kontakcie z koordynatorem slotowym na lotnisku Heathrow i na ten moment nie otrzymaliśmy jeszcze informacji o konieczności anulacji kolejnych połączeń" – odpisało nam biuro prasowe narodowego przewoźnika znad Wisły.
Na całym świecie
na sierpień odwołano już ponad 25 tys. zaplanowanych lotów. Linie lotnicze ograniczają usługi głównie ze względu na braki kadrowe. Przewoźnikom, zwłaszcza w Europie, nie pomagają też strajki, wojna w Ukrainie. Brak odpowiedniego przygotowania lotnisk do postpandemicznego sezonu jest bardzo mocno krytykowany przez linie lotnicze. Dał temu wyraz m.in. szef IATA, mówiąc o tym, że
sytuacja stała się "koszmarna". Przedstawiciele zarządców lotnisk nie zgadzają się jednak z tą opinią i bronią decyzji podjętych przez porty w najtrudniejszym okresie.
– To, że mamy klęskę urodzaju i mało kto przewidział tak szybką odbudowę ruchu to jedno. Zastanawia jednak, że mimo tak gigantycznej pomocy skierowanej do branży w skali globalnej wyparowało aż 20 proc. miejsc pracy w lotnictwie – przypomniał Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Według eksperta w Polsce dzięki różnym formom pomocy w ramach tarcz ogólnych i skierowanych do branży, dokapitalizowaniom czy po prostu cięciom kosztów udało się uniknąć takiego negatywnego scenariusza. – To nie my produkujemy dzisiaj w Europie opóźnienia i odwołania lotów. Po szczycie wakacyjnym problem pewnie nieco złagodnieje, ale pełna normalizacja zająć może około roku – uważa Furgalski.