W nocy (z 12 na 13 czerwca) siły powietrzne Izraela zaatakowały Iran. Uderzono m.in. w obiekty strategiczne mające znaczenie dla produkcji i badań nad bronią jądrową, ale również na naukowców i przedstawicieli władzy. Celem jest zniszczenie irańskiego programu nuklearnego. Iran rozpoczął uderzenie odwetowe. Lotniczy ruch cywilny został do razu wycofany z regionu.
Jeszcze niedawno Iran negocjował ze Stanami Zjednoczonymi (największy sojusznik Izraela) nową umowę nuklearną, co nie było na rękę Izraelowi, który w dążeniu Iranu do posiadania broni jądrowej widzi zagrożenie dla swojego istnienia. Ostatni atak ma więc doprowadzić do zniszczenia irańskiego programu nuklearnego – zarówno infrastruktury, jak i pracujących nad nim osób. Izrael uderzył m.in. w główny irański zakład wzbogacania uranu w Natanz.
Izrael atakuje. Iran odpowiada
– Przed chwilą rozpoczęła się operacja "Powstający Lew", której celem jest powstrzymanie irańskiego zagrożenia dla istnienia państwa Izrael. Ta operacja będzie trwała tyle dni, ile potrzeba, aby usunąć to zagrożenie – powiedział premier Izraela Benjamin Netanjahu.
– Nie jesteśmy zaangażowani w ataki przeciwko Iranowi, a naszym najwyższym priorytetem jest ochrona amerykańskich sił w regionie – napisał w oświadczeniu sekretarz stanu USA Marco Rubio.
Iran zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami odpowiedział wystrzeleniem rakiet oraz dronów w kierunku Izraela. Przedstawiciele władz Izraela zapewniają jednak, że są gotowi na atak, na co szykują się już m.in. tamtejsze szpitale.
Przestrzeń powietrzna zamknięta
Efektem ataku było zamknięcie przestrzeni powietrznej nie tylko nad Iranem i Izraelem. Podobne decyzje podjęły także Irak oraz Jordania, a loty z i do Izraela w większości został odwołane. Podobnie nie ma ruchu lotniczego nad Syrią.
Zamknięte do odwołania zostało także lotnisko Ben Guriona.
Przedłużający się konflikt może także doprowadzić do wzrostu cen paliwa i paliwa lotniczego, które w ostatnim okresie utrzymywały się na niskimi poziomie i miały pozytywny wpływ na kondycję przewoźników.
LOT nie lata nad Iranem
Podobniej jak wcześniejsze konflikty na Bliskim Wschodzie, również ten odbije się na sytuacji lotnictwa, które znowu będzie musiało się dostosować do sytuacji. Dla wielu przewoźników z Europy będzie oznaczało to zmiany trasy lotów i konieczność omijania rejonu konfliktu.
Rejsy do i ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich staną się dłuższe, gdyż konieczne będzie – dla bezpieczeństwa – omijanie irańskiej przestrzeni powietrznej i realizacja lotów trasą alternatywną, która wjedzie przez Egipt i Arabię Saudyjską. Wzrost kosztów operacyjnych może spowodować, że linie lotnicze ograniczą oferowanie lub także podniosą ceny biletów lotniczych, aby zachowany był próg rentowności rejsów.
– W związku z sytuacją w regionie uprzejmie informujemy, że Polskie Linie Lotnicze LOT nie korzystają z irańskiej przestrzeni powietrznej w rejsach tranzytowych do Azji. W chwili bieżącej połączenia do Indii i pozostałych krajów azjatyckich realizowane są zgodnie z rozkładem – wyjaśnia Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy PLL LOT.
Problematyczne loty do Izraela
Warto przypomnieć, że jeszcze przed atakiem Izraela do Tel Awiwu wróciły, po wcześniejszych atakach z Jemenu, wyłącznie połączenia Air France, Delta Air Lines i Wizz Air, inne zagraniczne linie lotnicze planowały wznowić rejsy, kiedy sytuacja się ustabilizuje.
Michael O’Leary już zapowiedział, że „przeciąganie struny” może oznaczać całkowitą rezygnację Ryanaira z izraelskiego rynku.
Obecnie tras do Izraela nie obsługuje także PLL LOT, a ostatnio
zawiesiły nawet umowę z Hello Jets,
której samolot był wykorzystywany do obsługi tej trasy.