Europa Wschodnia – Ameryka Północna oraz Europa Zachodnia – Azja – to główne kierunki podróży lotniczych, które zamierza oferować pasażerom PLL LOT. Miejscem przesiadek ma być warszawski hub (początkowo lotnisko Chopina, potem CPK). Atutem może okazać się bliskość Ukrainy oraz połączenia Warszawy z niewielkimi portami europejskimi, pozbawionymi bezpośrednich połączeń długodystansowych.
Strategicznym celem LOT-u jest budowa siatki połączeń pozwalającej pasażerom z Europy Środkowo-Wschodniej na dotarcie do warszawskiego hubu i przesiadkę do Azji i Ameryki. – Chcielibyśmy myśleć o tych pasażerach jako przesiadających się w Warszawie – deklaruje dyrektor Biura Siatki Połączeń w Polskich Liniach Lotniczych LOT, Robert Ludera. Już obecnie, jak twierdzi, ponad połowa pasażerów przewoźnika to podróżni tranzytowi. – Oczywiście, w dużej mierze są to osoby rozpoczynające podróż w portach krajowych, ale w ubiegłym roku z samej tylko Ukrainy przewieźliśmy pół miliona osób, z których ponad połowa podróżowała przez Warszawę dalej w świat – uściśla.
Ze względu na bliskość geograficzną i kulturową, a także potencjał ludnościowy i gospodarczy, źródłem dużego ruchu może okazać się dla LOT-u właśnie Ukraina. – To kraj trapiony różnorakimi problemami, ale skłonność do latania jest w nim na jeszcze niższym poziomie niż w Polsce czy średnio w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. Dostrzegają to także inni przewoźnicy. Niewielka odległość pozwala nam na wykonywanie połączeń mniejszymi samolotami turbośmigłowymi Bombardier Q400 lub mniejszymi z większą częstotliwością. Przewoźnicy tacy jak np. Air France, musieliby wykonywać je większymi maszynami, ponosząc większe koszty. Nie mogą wobec tego zaoferować takiej częstotliwości jak my – podkreśla dyrektor.
Innym portem zapewniającym dużą liczbę pasażerów przesiadających się jest rumuński Kluż. Według danych podanych przez LOT mniej niż 1/3 pasażerów połączenia Kluż – Warszawa kończy lub zaczyna podróż w stolicy Polski. Pozostali przesiadają się na lotnisku Chopina na połączenia dalekiego zasięgu do Ameryki Północnej, Europy Zachodniej, Skandynawii, a coraz częściej – do Azji. – Właśnie do Azji wolumeny pasażerów rosną najszybciej, choć największą popularnością cieszą się nadal loty do USA – informuje Ludera. Polski przewoźnik usiłuje wykorzystać ten trend, uruchamiając połączenia do metropolii takich jak: Singapur, Delhi czy Kolombo.
Do siatki międzykontynentalnej LOT pozyskuje także pasażerów z Europy Zachodniej. Przewidziana dla nich oferta to przewozy między państwami „starej UE” a Azją z przesiadką w warszawskim hubie. – Zaczęliśmy wchodzić do mniejszych portów zachodnioeuropejskich jak Billund, Luksemburg, Hanower czy Norymberga, które nie mają połączeń długodystansowych. Oferujemy w takich portach atrakcyjną ofertę połączeń do Azji, jak i nasze połączenia wschodnioeuropejskie. Stąd też, między innymi, liczba rejsów, które otworzyliśmy do tych portów lotniczych: latamy tam dwa razy dziennie – mówi Krzysztof Siemiński, ekspert ds. rozwoju siatki połączeń w LOT.
– Chcemy w pewnym sensie zrównoważyć naszą siatkę azjatycką z atlantycką – deklaruje dyrektor LOT. Zastrzega jednak, że nie oznacza to proporcji 50:50 – jeśli taki wskaźnik w ogóle zostanie osiągnięty, to nieprędko. – Widzimy duży potencjał turystyczny i biznesowy. Szczególnym wyzwaniem są porty chińskie. Bardzo chcielibyśmy zwiększyć częstotliwość rejsów do Pekinu, dokąd obecnie oferujemy tylko 3 rejsy w tygodniu. Liczymy, że otwarcie nowego portu Daxing może nam to ułatwić – obecnie w Pekinie, podobnie jak w Szanghaju, nie ma już wolnych slotów – mówi Ludera. Wyraża też nadzieję, że władze lotnicze Polski i Chin przystąpią do rozmów o zwiększeniu częstotliwości lotów.