– Rosyjska przestrzeń powietrzna powinna być otwarta dla wszystkich, którzy chcą z niej korzystać – mówi Willie Walsh, dyrektor generalny IATA. Dodaje przy tym, że jest to decyzja polityczna, a nie wynikająca z kwestii bezpieczeństwa. Wojna Rosji z Ukrainą pozostaje jednym z największych zagrożeń geopolitycznych dla branży lotniczej, ale jej bezpośrednie skutki najmocniej odczuwają przewoźnicy z Europy.
Rosyjska agresja na Ukrainę trwa już dekadę. Zaczęło się od okupacji Krymu i Donbasu, a 24 lutego 2022 r. rozpoczęła się wielka ofensywa, której celem był Kijów. Ukraina jednak się broni, a nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie doszło do zawarcia pokoju.
Efektem wydarzeń sprzed dwóch lat był m.in. wzrost cen paliwa lotniczego i zamknięcie europejskiego nieba dla linii lotniczych z Federacji Rosyjskiej, które wywołało rosyjską reakcję w postaci zamknięcia przestrzeni powietrznej dla linii lotniczych z „państw nieprzyjaznych”. Są to m.in. członkowie Unii Europejskiej, jak również USA, Japonia, Kanada czy Korea Południowa. Nad Syberią mogą jednak ciągle latać przewoźnicy z Chin czy Bliskiego Wschodu.
– Nasze stanowisko jest takie, że rosyjska przestrzeń powietrzna powinna być otwarta dla wszystkich, którzy chcą z niej korzystać. Nie widzę żadnych kwestii bezpieczeństwa związanych z przelotami nad rosyjską przestrzenią powietrzną, to kwestia polityczna. Argument bezpieczeństwa podawany jest jako powód podejmowania decyzji gospodarczych i politycznych – powiedział Willie Walsh, dyrektor generalny Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA).
Zakaz nie dla wszystkich
Szef IATA przypomina przy tym, że sankcje nałożone przez Zachód na Rosję po rozpoczęciu agresji na Ukrainę, jak późniejsze działania odwetowe Rosji doprowadziły do stworzenia nierównowagi konkurencyjnej pomiędzy przewoźnikami z różnych regionów. Linie lotnicze z Chin bez przeszkód mogą latać na Syberią, co oznacza krótszą trasę i mniejsze koszty, a w efekcie tańsze bilety dla pasażerów. Linie z UE, nie mogą obecnie zapewnić równie atrakcyjnej oferty.
– Dla niektórych przestrzeń powietrzna nad Rosją jest otwarta, dla innych nie. Nie sądzę, że powinniśmy mówić o tym, że powinna być zamknięta dla wszystkich, wręcz przeciwnie – powinna być dla wszystkich otwarta. Branża będzie do tego otwarcia dążyć – zaznaczył Walsh.
Walsh, który wcześniej był m.in. prezesem British Airways, spytany o to, czy gdyby dzisiaj zajmował to samo stanowisko to byłby gotów latać nad Rosją odpowiedział twierdząco. – Tak bym zrobił, ale nie jestem już prezesem British Airways – podkreślił. Szefa IATA przypomniał także, że jego organizacja zawsze, również w przypadku innych konfliktów opowiada się ze utrzymywaniem łączności pomiędzy państwami.
W podobnym tonie wypowiadał się Rafael Schvartzman, wiceprezes IATA na Europę, który podkreślał, że problem ten jest szczególnie widoczny na Starym Kontynencie, gdyż konkurencyjność europejskich linii została przez to zmniejszona. – Blokowanie przestrzeni powietrznej jakiegokolwiek kraju nie jest właściwe. Chcielibyśmy, aby ruch lotniczy odbywał się bez przeszkód na całym świecie – tłumaczył Schvartzman.
Co jeśli Rosja wygra, czyli o ryzyku geopolitycznym w lotnictwie
Wojna Rosji z Ukrainą pozostaje jednym z największych zagrożeń dla branży lotniczej i jest „generatorem niepewności”. Sama branża oraz eksperci nie są jednak zgodni co do tego jaka może czekać nas przyszłość i jakie scenariusze są najbardziej prawdopodobne.
– Litwa będzie następna. To dla Rosjan niedokończona sprawa – powiedział pytany podczas jednego z paneli dyskusyjnych, pytany o skutki zwycięstwa Rosji w Ukrainie, dr Simon Evenett z Uniwersytetu St. Gallen. – Niemcy zapowiedzieli, że do końca roku 2027 jedna ich brygada będzie stacjonowała na Litwie więc jeśli Rosja wygra w Ukrainie w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy to będzie miała czas w 2026 r., aby działać przed pojawieniem się niemieckich żołnierzy – mówił Evenett. Podkreślał przy tym, że jest to jak najbardziej realny scenariusz, a Rosja jest przekonana, że musi kontynuować ekspansje by odzyskać tereny „utracone” po upadku Muru Berlińskiego.
Zdaniem Nicka Allena, dyrektor generalnego Control Risks, dużo bardziej prawdopodobny jest jednak scenariusz, w którym Rosja zatrzymuje swoje dotychczasowe zdobycze a konflikt zostaje na lata zamrożony. Choć wydłużający się okres działań wojennych to dla wielu niepewność, która może mieć dramatyczne skutki Allen uważa, że „po szoku zawsze następuje normalizacja”, a branża jest dość elastyczna.
Wojna w Ukraina nie jest pierwszym konfliktem, z którego skutkami musi zmagać się przemysł lotniczy. Nie jest nawet pierwszym konfliktem wywołanym przez Rosję, w końcu przejęła ona już kontrolę nad gruzińską Abchazją i Osetią. – [Te konflikty, od red.] trwają już od dekad i przyzwyczailiśmy się do nich – stwierdził Allen, dodając, że jeśli utrzyma się status quo wojny w Ukrainie, to „branża z łatwością się zaadoptuje”.
Na aspekt energetyczny konfliktu zwracała zaś uwagę dr Amrita Sen z Energy Aspect, która mówiła o nasilających się atakach Ukrainy na infrastrukturę energetyczną w Rosji. – Ukraina atakuje rafinerię za rafinerią, a Rosja ciągle utrzymuje produkcje. To jest dla branży największe ryzyko. Rosja jest jednym z największych eksporterów paliw i surowca, a jeśli dodamy do tego ataki na porty i rurociągi, co może być następnym krokiem, to skutki dla rynków mogą być ogromne – mówiła. Zwracała także uwagę na to, że obecna sytuacja w regionie Morza Czerwonego również niesie ze sobą ryzyko wydłużenia szlaków komunikacyjnych i zakłócenia dostaw paliw, co dodatkowo może wpływać na wzrost jego cen.
Ilustracja:
www.flightradar24.com