Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) planuje ukaranie Boeinga, producenta samolotu B737 MAX, za świadome wykorzystanie w konstrukcji wadliwych części. MAX-y są uziemione od marca ubiegłego roku, po katastrofie dwóch maszyn tego typu.
Chodzi o zastosowanie popychaczy slotów w skrzydłach samolotu. Części te nie przeszły testu wytrzymałości. Mimo to, amerykański producent przekazał model samolotu do zatwierdzenia. Kara od FAA nie będzie dotyczyła natomiast programowania i podsystemu MCAS, który przyczynił się najpewniej do spowodowania dwóch katastrof linii
Lion Air i
Ethiopian Airlines. Wszystkie maszyny tego modelu na całym świecie zostały wówczas uziemione.
Kolejna kara dla Boeinga miałaby dotyczyć niedostatecznego nadzoru nad poddostawcami. Firma może odwołać się odwołać się od werdyktu FAA.
Tymczasem zawieszenie lotów tymi samolotami nie wpływa pozytywnie na kondycję branży lotniczej, zwłaszcza tych linii, które czekają na ogromne dostawy B737 – np. Southern Airlines. Uziemienie MAX-ów odczuwają również przewoźnicy z zaledwie kilkoma sztukami tego typu samolotów – wśród nich są Polskie Linie Lotnicze LOT. Jak szacuje ekspert transportowy i prezes Zespołu Doradców Gospodarczyk TOR, Adrian Furgalski, na nieobecności MAX-ów (których do końca stycznia miał mieć w swojej flocie aż 15) narodowy przewoźnik mógł do tej pory
stracić aż pół miliarda złotych.
Nie mówiąc już o tym, że producent powoli mierzy się z coraz większą liczbą przewoźników, domagających się odszkodowania za straty, związane z uziemieniem MAX-ów. Co gorsza nieznana jest również data powrotu tych samolotów do służby. Boeing napotyka bowiem na kolejne przeszkody, związane z nowymi zaleceniami. Producent rekomenduje, by piloci linii lotniczych
przeszli szkolenie na symulatorze lotów przed wznowieniem lotów na boeingach 737 MAX. Oznacza to odejście od wcześniejszych deklaracji, że personel kokpitowy potrzebuje jedynie szkoleń na komputerze. Oznacza to więc kolejne miesiące szkoleń, kiedy maszyny pozostałyby w stanie uziemienia.