Wicekanclerz Niemiec, Olaf Scholz, chce uczynić latanie po Europie droższe i mniej atrakcyjne niż obecnie. W audycji "ProSieben Spezial Live" opowiedział się za poniesieniem cen biletów lotniczych i ustanowieniem ich minimalnej ceny. Scholz zdaje sobie sprawę, że z przyczyn formalnych nie będzie można tego w tej formie wprowadzić, ale socjaldemokrata postuluje, aby poprzez obowiązkowe opłaty – które płaciłby podróżny – pojedynczy bilet de facto kosztował minimum 50-60 euro.
Jednocześnie Scholz chce, aby kolejowe podróże po Europie były bardziej atrakcyjne. Ma to być możliwe dzięki rozbudowie sieci, wspieraniu nowych połączeń i konkurencyjnych cenach biletów. Polityk opowiada się także za wprowadzeniem w Niemczech miejskich lub powiatowych biletów rocznych w cenie 365 euro. Takie rozwiązania znane są z Austrii, wiele niemieckich powiatów wprowadziło je już także np. dla uczniów. Jego zdaniem wprowadzenie bezpłatnej komunikacji lokalnej jest nierealne, już choćby z uwagi na konieczność jej rozbudowy i rosnące koszty utrzymania.
Scholz podrzuca tym samym zieloną cegiełkę do dyskusji o przyszłości komunikacji w Niemczech i w Europie. W tym wyścigu prym wiodą rzecz jasna Zieloni – którzy w prowadzą obecnie w niemieckich sondażach przed jesiennymi wyborami. Od ich głównej kandydatki, Annaleny Baerbock, spodziewać się można
jeszcze bardziej radykalnych wypowiedzi. Trend proekologiczny już dawno podchwycili też chrześcijańscy demokraci, włącznie z ich siostrzaną bawarską CSU. Jej szef Markus Söder, mimo że chętnie i często lata z Monachium do Berlina, sfotografował się dla mediów ostatnio w pociągu ICE jadącym do niemieckiej stolicy.