Przypomnijmy, że strajk został ogłoszony z żądaniem przywrócenia do pracy innej przewodniczącej. Monika Żelazik, która kierowała związkiem zawodowym personelu pokładowego i lotniczego, została zwolniona dyscyplinarnie w czerwcu tego roku.
Spółka twierdzi, że Żelazik straciła pracę za „za słowa nawołujące do stosowania przemocy”, działaczka zaś uważa, że to była zemsta spółki na osobie zawiadującą największym związkiem w Locie oraz próba zastraszenia pozostałych pracowników.
Podstępem i siłąAdam Rzeszot twierdzi, że jego wypowiedzenie chciano mu wręczyć w sposób skandaliczny i urągający wszelkim standardom. – Ściągnięto nas na rozmowy. To był podstęp, bo o żadne rozmowy nie chodziło. Zapytałem wprost prezesa Milczarskiego czy to prawda, że gdy w czasie gdy my się ze sobą widzimy, pracownikom są wręczane „dyscyplinarki”. Odparł mi, że tak, więc wstałem i zacząłem wychodzić. Prezes rzucił się, zaczął mnie spychać ku ścianie, krzycząc, że mam podpisać zwolnienie, którym zaczął wymachiwać mi przed nosem. Uratowali mnie ludzie, którzy usłyszeli moje krzyki i otworzyli drzwi. To pozwoliło mi uciec. To nieprawdopodobne! – stwierdza w rozmowie z Rynkiem Lotniczym.
Sprawa tak bardzo zbulwersowała Rzeszota, że zapowiedział złożenie zawiadomienie do prokuratury.
Nie będzie to pierwsze doniesienie związków na prezesa.
Które związki reprezentują pracownikówWczorajsza konferencja z udziałem prezesa LOT-u przyniosła informację, że spółka porozumiała się z częścią związków działających w firmie. Wedle Milczarskiego miało to oficjalnie zakończyć spór zbiorowy.
– To nie prawda. Proszę nie powtarzać tych informacji! – burzył się Rzeszot zapytany o tę kwestię. – Po pierwsze, to porozumienie dotyczy powrotu do regulaminu wynagrodzeń z 2010 roku. A przecież teraz protestujemy w sprawie pani Moniki Żelazik, a nie wynagrodzeń. Po drugie, te związki – „Solidarność”, związek pracowników naziemnych i Ikar – są niereprezentatywne dla pracowników LOT-u! – mówi.
Gdy związki szły ramię w ramię i przeprowadzały referendum, nie słychać było ze strony przewodniczącego Rzeszota, że jego partnerzy nie są „reprezentatywni”. To w sposób dobitny pokazuje, że jednym z problemów protestów w Locie jest fakt, że sześć związków w których zrzeszają się zatrudnieni w spółce, nie potrafi mówić wspólnym głosem.
Rozmowy są niezbędne Przewodniczący Rzeszot nie tylko widzi możliwość podjęcia rozmów z władzami spółki, ale uważa to za konieczność – Naszym celem nie jest doprowadzenie do bankructwa LOT-u! – podkreśla.
Żeby jednak obie strony zasiadły do stołu, musi zostać spełnionych kilka warunków. Do pracy muszą zostać przyjęci pracownicy zwolnieni dyscyplinarnie, w tym Rzeszot z Żelazik. Musi również poprawić się sytuacja pikietujących przed siedzibą spółki.
– Mamy zabronione wejście do budynku. Nawet nie możemy skorzystać z toalet, a przecież wśród nas są kobiety w ciąży – unosi się Rzeszot. – Kiedy padał silny deszcz, prezes kazał usunąć płachty, które nas przed nim chroniły! Milczarski zachowuje się jak przywódca Hunów! – dodaje.
Rzeszot liczy na premieraSytuacja jest patowa. Bez interwencji z zewnątrz konflikt będzie trwać. Spółka ponosi straty w związku z odwołanymi lotami i
wynajmem samolotów wraz z załogami od innych przewoźników. Związkowcy są coraz bardziej zmęczeni, ludzie otrzymują zwolnienie dyscyplinarne. Nikt niczego nie zyskuje. Przewodniczący Rzeszot to dostrzega.
– Nie przypuszczałem, że tyle to będzie trwać – gorzko stwierdza zwolniony wczoraj pilot. – Obie strony muszą się trzymać ram prawa. Staramy się ze swej strony to robić a spółka bezprawnie zwalnia ludzi. Mam żal do premiera, że tak późno zareagował. W końcu sprawuje kontrolę nad spółką. Przecież ten konflikt nie wziął się wczoraj, to nabrzmiewa od dawna. Gdzie był w tym czasie nadzór?
Niewiele wiadomo o wczorajszych rozmowach prezesa Milczarskiego z premierem Morawieckim. Rzecznik LOT-u nawet zaprzeczył na swoim Twitterze, że takie się w ogóle odbyły. Ich potwierdzeniem jest poranny wywiad w radiowej Trójce, w którym do sprawy odniósł się Michał Dworczyk szef kancelarii. Wedle Dworczyka „rozmowy, które są prowadzone, mają na celu rozładowanie napięcia i prezes nie wyklucza powrotu części z tych osób do pracy.”