Stowarzyszenie pilotów Southwest Airlines (SWAPA) poinformowało w poniedziałek, że złożyło pozew przeciwko Boeingowi. Znajduje się w nim między innymi zarzut „umyślnego wprowadzenia w błąd” linii i samych pilotów w sprawie zdatności 737 MAX do lotów.
Wedle wyliczeń przedstawionych w dokumencie, który trafił do sądu, uziemienie MAX-ów spowodowało odwołania ponad 30 tysięcy lotów największego na świecie przewoźnika niskokosztowego. To z kolei miało przynieść pilotom straty w zarobkach oceniane na 100 mln dolarów.
Southwest to największy operator MAX-ów. Ma aż 34 felerne maszyny Boeinga. Przedłużające się uziemienie tych samolotów powoduje uzasadnioną irytację wszystkich użytkowników MAX-ów. Pozew złożony w Sądzie Okręgowym w hrabstwie Dallas w Teksasie twierdzi, że Boeing „porzucił rzetelne praktyki projektowania i inżynierii, ukrył przed organami regulacyjnymi ważne informacje dotyczące bezpieczeństwa i celowo wprowadził w błąd swoich klientów, pilotów i opinię publiczną o prawdziwym zakresie zmian w projekcie 737 MAX. ” W świetle dostępnych już dziś informacji można stwierdzić, że
zarzuty nie są bez pokrycia.
− Chociaż cenimy naszą długą relację z SWAPA, uważamy, że ten proces jest bezzasadny i będziemy się stanowczo bronić przed tym oskarżeniem – stwierdził Chaz Bickers, rzecznik producenta.
Boeing znajduje się pod stałą presją ze strony linii lotniczych, które nie mogą użytkować świeżo zakupionych samolotów. To powoduje odwoływania lotów lub leasingowanie maszyn celem utrzymania siatki. Takie rozwiązanie zastosował nasz rodzimy przewoźnik. Amerykanie muszą więc zrobić wszystko, żeby uziemienia trwały jak najkrócej oraz prowadzić jednocześnie negocjacje z użytkownikami MAX-ów w sprawie odszkodowań. Wstępnie Boeing wycenił, że wypłaci liniom ponad 4 mld dolarów.
Southwest Airlines planuje siatkę lotów bez MAX-ów do co najmniej do początku stycznia. Linia liczy, że do tego czasu amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa ponownie certyfikuje nowe 737. Southwest operuje głównie na połączenia wewnątrz Stanów Zjednoczonych. Reszta rejsów jest wykonywana na kontynencie amerykańskim. Stawia to przewoźnika w o tyle dobrej sytuacji, że nie będzie musiał czekać na certyfikację europejskiego regulatora, który zapowiadał już wielokrotnie własny proces dopuszczania MAX-ów do latania.