Szef Ryanaira Michael O'Leary w rozmowie udzielonej Agencji Reutera nie wykluczył powrotu do negocjacji z Boeingiem w sprawie zamówienia na odrzutowce 737 MAX 10. Irlandczyk deklaruje cierpliwość w oczekiwaniu na lepszą ofertę ze strony producenta z USA i niższe ceny za samoloty.
O'Leary jednocześnie odniósł się również do ewentualnych rozmów z innymi producentami. - Zawsze jest opcja, że Airbus stanie się naszym ważnym dostawcą. Niemniej jest też szansa, że w perspektywie średnioterminowej, stanie się takim również
chiński COMAC - stwierdził szef Ryanaira, którego "plan B",
po zerwaniu negocjacji z Boeingiem, polega przede wszystkim na długoletnim nawet oczekiwaniu na zmianę nastawienia ze strony producenta z Ameryki Północnej.
Tani przewoźnik z Irlandii, który jest jednym z największych klientów Boeinga, był gotowy zamówić aż 250 samolotów 737 MAX 10. Każdy z odrzutowców największej wersji może pomieścić 230 podróżnych. Mniejsze maszyny 737 MAX 8, których
Ryanair zamówił już 210, pozwalają na zabranie jedynie 197 pasażerów. Różnica jest więc spora.
Na przeszkodzie do porozumienia stanęła jednak cena. Katalogowa wartość takiego zamówienia gwarantowałaby producentowi zza Atlantyku 33 mld dolarów. Niskokosztowiec z Zielonej Wyspy z kilku powodów, takich jak kryzys COVID-19 czy dwuletnie uziemienie MAX-ów
po katastrofach Lion Air i Ethiopian Airlines, liczył jednak na spore zniżki, ale póki co obie strony nie potrafiły dojść do porozumienia.
- Nie będziemy marnować czasu na dyskusje o tych odrzutowcach, ani nie będziemy tego robić za dwa, cztery, sześć, osiem czy dziesięć lat, dopóki nie dojdziemy do następnego kryzysu. Rozmowy zawsze można wznowić, ale tylko wtedy, kiedy Boeing zda sobie sprawę, że musi proponować konkurencyjne ceny - podsumował O'Leary.