Znana nastoletnia aktywistka klimatyczne jest właśnie gdzieś na środku Atlantyku, bo na oenzetowski szczyt klimatyczny do Nowego Jorku wybrała się drogą morską, a nie najbardziej trującym środowisko samolotem. Jednak niektóre media zastanawiają się, czy tym razem nie przekombinowała.
"To jak biwakowanie na rollercosterze" - opisała swoje wrażenia z rejsu niewielkim jachtem Malizia II 16-letnia Szwedka. Na zaplanowanym na 23 września szczycie w Nowym Jorku ma opowiadać delegatom z całego świata o zmianach klimatycznych na Ziemi i o tym, jak im przeciwdziałać. Do USA mogłaby polecieć rejsowym samolotem i zajęłoby to 8 godzin. Wybrała rejs, który zajmie jej 2 tygodnie.
Powód jest prosty, transport lotniczy to najbardziej szkodliwy dla środowiska sposób poruszania się po świecie. Sektor lotniczy odpowiada za 3 proc. globalnej emisji CO2 do atmosfery (3 razy więcej niż cała Polska), a także znaczny udział składników smogu. W przeliczeniu na jednego pasażera, ślad węglowy znacząco przewyższa inne rodzaje transportu. W dodatku emisja z roku na rok rośnie.
Stąd m.in. nietypowe zjawisko, obserwowane w ojczyźnie Szwedki,
określane jako "flygskam", czyli "wstyd z powodu latania". W ciągu ostatnich 18 miesięcy prawie podwoił się (z 20 do 37 proc.) odsetek Szwedów, którzy przyznają, że z powodów ekologicznych wybierają kolej, a nie samolot. Wiosną szwedzkie media obiegła wiadomość, że w 2018 r. Koleje Szwedzkie (SJ) sprzedały o 5 proc. biletów więcej, niż rok wcześniej. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku
szwedzkie lotniska obsłużyły o 2,8 proc. mniej pasażerów, w porównaniu do poprzedniego roku, choć w całej Europie miał miejsce wzrost o 4,1 proc. A Szwedzi byli narodem raczej chętnie latającym.
Ekonomiści szukają różnych wyjaśnień. Wskazują na spowolnienie gospodarcze w kraju, nowe opłaty lotnicze a także bankructwo NextJet, regionalnej szwedzkiej linii lotniczej. Z drugiej strony Rickard Gustafson, szef linii lotniczych SAS przyznaję, że jego zdaniem za spadki odpowiada flygskam. Co więcej szwedzkie słowo dorobiło się odpowiedników w Niemczech - "flugscham", Finlandii - "lentohapea" i w Holandii - "vliegschaamte".
IATA natomiast twierdzi, że ograniczanie lotów nie jest odpowiedzią.
Thunberg wpisuje się w szwedzkie postępowanie, ale jednocześnie stała się twarzą i symbolem światowego ruchu działającego na rzecz powstrzymania zmian klimatu. Jest młoda (a to ruch głównie ludzi młodych) i konsekwentna w tym co robi. Na europejskie szczyty polityczne, na które jest zapraszana, jeździ koleją.
Czy jednak rejs to dobry pomysł? Niemiecki dziennik "Die Tageszeitung" wytknął Szwedce, że to raczej farsa. Według informacji gazety, po dopłynięciu do Nowego Jorku sześciu członków załogi wróci bowiem do Niemiec... samolotem. Dużo mniej obciążające dla środowiska byłoby, gdyby Greta z ojcem, który w każdym wyjeździe towarzyszy córce, po prostu skorzystali z samolotu. "TAZ" to dziennik raczej o profilu lewicowym, dlatego krytyka jest warta odnotowania.
Flygskamu to jednak raczej nie zatrzyma. Uruchomiona w szwedzkich social-mediach kapania pod hasłem "Flygfritt 2019" ("Nie latam w 2019 r.") zgromadziła już 14,5 tys. osób, którzy zadeklarowali, że w tym roku nie polecą samolotem. Organizatorzy chcą dobić do 100 tys.
Jednak
branża lotnicza Szwecji do końca nie przejmuje się flygskamem i już zimą tego roku zostanie otwarte nowe lotnisko w
Górach Skandynawskich czyli Scandinavian Mountains Airport (IATA: SCR), zwane także lotniskiem Sälen/ Trysil. Port lotniczy zbudowany jest w miasteczku Dalarna w Szwecji, w pobliżu granicy z Norwegią. Choć władze lotniska i SAS-u nie robią sobie żartów z inicjatywy, to jednak obiecują, że rejsy będą obsługiwane nowoczesnym airbusem A320neo, który jest najcichszym i najbardziej ekonomicznym samolotem tej kategorii w branży i zmniejsza emisje CO2 nawet o 18 proc.