Zarząd łódzkiego lotniska jako pierwszy w Polsce wyraził zainteresowanie przetestowaniem innowacyjnego systemu walki z dronami. Jeśli negocjacje zakończą się pomyślnie, urządzenia firmy Advanced Protection Systems mogą zacząć działać na łódzkim Lublinku w ostatnim kwartale bieżącego roku. Rozwój rynku dronów i nieodpowiedzialne zachowania ich użytkowników sprawiają, że posiadanie sprawnych systemów neutralizacji zagrożenia niebawem stanie się dla lotnisk koniecznością.
– Na razie nie ma decyzji w sprawie przystąpienia do testów, ponieważ trzeba najpierw uzgodnić procedury z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Trzeba określić, co zrobić po unieruchomieniu drona i jaka instytucja ma podjąć odpowiednie działania – mówi prezes zarządu Portu Lotniczego Łódź Tomasz Szymczak. Jak dodaje, dotychczas w Łodzi nie odnotowano związanych z dronami incydentów czy zakłóceń ruchu lotniczego, jednak związane z nieodpowiedzialnym użyciem bezzałogowców ryzyko jest poważne. – Jeśli dron wpadnie na przykład w silnik lądującego samolotu albo uderzy w jego kadłub lub któreś z urządzeń sterowych, samolot momentalnie straci siłę nośną. Samowola człowieka sterującego dronem może więc narazić pilota i pasażerów na śmierć – wyjaśnia prezes.
Jeśli dojdzie do testów systemu, łódzkie lotnisko nie poniesie żadnych kosztów. Ewentualny zakup urządzeń byłby, zdaniem przedstawicieli APS, około dziesięciokrotnie tańszy od brytyjskich lub amerykańskich systemów opartych na technologiach wojskowych, które jako jedyne mogą konkurować pod względem funkcjonalności z opisywaną instalacją. Koszt jednego stanowiska to kwota rzędu kilkuset tysięcy złotych. – Oferowany system to technologia cywilna, od początku do końca opracowana w Polsce. Spośród wszystkich elementów jedynie kamery pochodzą od zewnętrznych dodostawców. Promujemy go od dwóch miesięcy. Projekt powstał dzięki wsparciu z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju – mówi prezes zarządu dystrybutora systemów antydronowych Terra Hexen Robert Fiutak.
Jak działa system? Wykrywanie jest wielosensorowe: niezależnie od radarów działa złożona z ośmiu mikrofonów macierz akustyczna, skanująca przestrzeń i namierzająca źródła dźwięku. Trzecim, najmniej istotnym sensorem jest kamera, służąca głównie do archiwizacji zdarzeń. Ważną funkcjonalnością z punktu widzenia ochrony rozległych obiektów jest możliwość obsługi wielu stanowisk z jednego pulpitu operatora. – Warunki pogodowe nie mają znaczenia. Małe drony typu DGI Quantum wykrywamy z odległości 1000 metrów, co w zupełności wystarczy, by dać służbom zabezpieczającym czas na reakcję – mówi główny inżynier APS Radosław Piesiewicz.
Gdy dron zostanie namierzony, można zneutralizować go przenośnym jammerem – zagłuszaczem, obsługiwanym przez operatora. Uniemożliwia on komunikację między operatorem a dronem, który pozbawiony sygnałów i odcięty od nawigacji, wykonuje awaryjne lądowanie bądź wisi w jednym miejscu do czasu wyczerpania baterii. Technologia zagłuszania jest oferowana we współpracy z niemieckim dystrybutorem spółki.
Zastosowana technologia radarowa opiera się na zminiaturyzowanych (ok. 3x3 mm) układach scalonych z krzemu i germanu. „Serce” radaru jest więc nie tylko bardzo małe, ale i pobiera niewiele mocy. Algorytmy przetwarzania sygnałów mają pozwolić na odróżnienie bezzałogowca od np. ptaka, minimalizując ryzyko fałszywych alarmów. Przedstawiciele firmy twierdzą, że konstrukcja została oparta na doświadczeniach nabytych w pracy dla Europejskiej Agencji Kosmicznej. Zastosowane częstotliwości i niewielka moc sprawiają, że urządzenia nie stwarzają zagrożenia dla zdrowia, a ich używanie nie wymaga zezwoleń.