Chińska Administracja Lotnictwa Cywilnego rozważy zwiększenie liczby lotów międzynarodowych - informują Agencja Reutera i "New York Times". Wiceszef stosownego urzędu Państwa Środka dopuszcza taką możliwość pod warunkiem pełnej kontroli nad rozprzestrzeniającym się wciąż po całym globie koronawirusem SARS-CoV-2.
Międzynarodowe rejsy do Chin zostały drastycznie ograniczone od marca. Powodem były oczywiście obawy o wzrost infekcji wirusem COVID-19, którego nosicielami mogli być podróżni przybywający z innych krajów. Chińska Administracja Lotnictwa Cywilnego została później zalana dziesiątkami tysięcy krytycznych komentarzy w mediach społecznościowych za niewielką liczbę opcji lotów, pozwalających wrócić obywatelom Państwa Środka do ojczyzny. Wiele zagranicznych linii lotniczych wciąż nie może wykonywać swoich usług na chińskich trasach. Przewoźnicy z kontynentu mogą zaledwie raz w tygodniu oferować rejsy pasażerskie do jednej destynacji w dowolnym kraju.
Niedobór połączeń stworzył szalony czarny rynek handlarzy biletami, którzy oczywiście pobierają wygórowane stawki za możliwość przelotu do wybranego miejsce. Chociaż władze w Pekinie zorganizowały już wiele rejsów repatriacyjnych, to jednak ich liczba nadal jest daleka od wystarczającej. Według szacunków ministerstwa spraw zagranicznych na początku kwietnia około 1,42 mln chińskich studentów przebywało za granicą. - Przywiozłam ze sobą chińską flagę, kiedy opuściłam kraj, wierząc, że ojczyzna zawsze będzie mnie bronić - napisała rozżalona młoda Chinka w mediach społecznościowych, studiująca w Nowym Jorku. - Teraz nie mogę nawet dostać się do domu. Dzieci ze zwykłych rodzin nie mogą sobie pozwolić na walki o bilet lotniczy - dodała użytkowniczka Yangrouchuanchuan.
Rzecznik MSZ Zhao Lijian przypomniał tylko, że Chiny zorganizowały loty czarterowe w celu repatriacji własnych obywateli i będą nadal współpracować z ambasadami, aby pomagać dalej swoim obywatelom przebywającym za granicą. Media państwowe zacytowały jedynie wiceszefa Chińskiej Administracji Lotnictwa Cywilnego twierdząc, że może rozważyć zwiększenie liczby lotów międzynarodowych, o ile ryzyko związane z pandemią koronawirusa jest pod kontrolą. Nie odpowiedział jednak na żaden z licznych krytycznych komentarzy pozostawionych w mediach społecznościowych.
Kupno upragnionego biletu nie zawsze jednak oznacza koniec problemów. Przekonała się o tym boleśnie 61-letnia Duan Meifang, która przyjechała do córki w
Edynburgu w październiku i nadal nie może wrócić do ojczyzny. Wszystkie siedem lotów, na które kupiła bilety, zostało bowiem odwołanych od tamtego czasu i dodatkowo nie otrzymała nawet zwrotów w wysokości 19 275 dolarów.