Berlin Brandenburg: Wyjątkowo pechowa inwestycja

Lotnisko pierwotnie miało zostać uruchomione w 2011 roku, a sam termin uruchomienia przesuwana już sześć razy. Dziś nieśmiało mówi się o przełomie 2016/2017 roku, choć nikt chyba nie odważy podać konkretnej daty. Inwestycję okrzyknięto największym nieporozumieniem w powojennych Niemczech. Zarówno ze względu na koszty, jakie wygenerowała, skandale, jak i fakt, że od wielu lat nie można jej ukończyć.

Ale to nie jedyne bolączki tej inwestycji. W styczniu ubiegłego roku z funkcji szefa nowo budowanego lotniska odwołano Rainera Schwarza. Powodem miało być zatajenie informacji przed radą nadzorczą, że do otwarcia lotniska w 2012 roku nie może dojść, ze względu na opóźnienia przygotowań. Schwarz zaskarżył tę decyzję i sprawę wgrał. To oznacza, że lotnisko swojemu byłemu już szefowi będzie musiało wypłacać miesięczne uposażenie w wysokości 29 tysięcy euro do końca pierwotnie zaplanowanego kontraktu, czyli do maja 2016 roku. Do tego były pracodawca musi uiścić jednorazowo 139 tys euro z tytułu ubezpieczenia emerytalnego byłego pracownika. W sumie wychodzi więc około miliona euro.

Lotnisko zastanawia się nad odwołaniem się od wyroku. Póki co port czeka na jego pisemne uzasadnienie.

Milion złotych to i tak niewiele, biorąc pod uwagę koszty inwestycji, które sięgają już 5,4 mld euro, i cały czas rosną. Nowy szef myśli też o rozbudowie lotniska – poszerzeniu terminalu głównego, na co potrzeba około 1,3 mld euro, oraz rozbudowie i unowocześnieniu lądowisk i infrastruktury (430 mln euro). Pytanie, czy na inwestycje uda się uzyskać pieniądze, pozostaje wciąż otwarte.