Uziemione blisko dwa lata odrzutowce, po katastrofach maszyn należących do
Lion Air i Ethiopian Airlines, zastąpią we flocie
restrukturyzującego się niskokosztowca boeingi 737 Next Generation.
Norwegian Air przed wybuchem pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 posiadały flotę osiemnastu samolotów producenta z Chicago wersji 737 MAX-8. Nordycki przewoźnik jeszcze w 2012 roku złożył również
zamówienie na 100 odrzutowców, co było pierwszą taką decyzją wśród linii lotniczych na Starym Kontynencie.
Niskokosztowiec wiązał duże nadzieje z tymi maszynami, które wydawały się idealnie dopasowane do modelu biznesowego skandynawskiej firmy. - To dla nas historyczny dzień. Odnowiliśmy naszą flotę na najbliższe lata i jesteśmy bardzo zadowoleni z umowy z Boeingiem. Cieszymy się, że możemy kontynuować cenną współpracę i jesteśmy dumni, że zostaliśmy pierwszym klientem wersji 737 MAX w Europie - nie krył wówczas satysfakcji Bjoern Kjos, założyciel
nordyckiego przewoźnika.
Pierwszy odrzutowiec został dostarczony Norwegian Air w lipcu 2017 roku. Zyskał rejestrację EL-FYD i został nazwany "Benjamin Franklin", na cześć jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. Ostatnim odebranym był "Arthur Collins". Samolot przybył w marcu ubiegłego roku i zyskał rejestrację SE-RYI. Flotę skandynawskich linii lotniczych uzupełnia
65 boeingów 737-800.
Norwegian Air pod koniec lutego osiągnął porozumienie z Airbusem w sprawie anulowania zaległych zamówień. 88 samolotów producenta z Tuluzy nie zostanie już dostarczonych. 30 z nich to miały być A321LR. Takie odważne decyzje mają uchronić nordyckiego przewoźnika przed upadłością. Oprócz restrukturyzacji floty postanowiono
zrezygnować z rejsów długodystansowych i skupić się na lotach na krótkich dystansach, a przede wszystkim krajowych.