Drugi po Warszawie hub w Budapeszcie oraz obsługa mniejszych portów w całym regionie na podstawie modelu przesiadkowego – to główne założenia rozwoju siatki połączeń Polskich Linii Lotniczych LOT w Europie Środkowej i Wschodniej. Zarząd przewoźnika liczy na dalsze bogacenie się mieszkańców regionu i ich większą skłonność do latania.
– Wskazanie największego konkurenta w regionie byłoby trudne – ocenia Robert Ludera, dyrektor Biura Siatki Połączeń w Polskich Liniach Lotniczych LOT. Na globalnym rynku polski przewoźnik konkuruje z wieloma liniami, nawet z takimi, którzy nie latają do Polski – walka toczy się o te same przepływy w ruchu tranzytowym. – Obrazuje to – choć w niewielkiej skali – przykład Etihad. Choć narodowy przewoźnik ZEA nie ma połączeń do Polski, przewozi tych samych pasażerów z Europy Zachodniej przez swój hub w Abu Dhabi do Singapuru. Jest to ten sam potok pasażerski, na który nastawiamy się my – objaśnia.
Między Ryanairem a Lufthansą – W jednych segmentach rynku LOT konkuruje z przewoźnikami tradycyjnymi, w innych – z niskobudżetowymi. Zależy to m.in. od trasy, ale też od ruchu globalnego. Z tego powodu nie można wskazać jednego konkretnego przewoźnika jako naszego największego konkurenta – dodaje Krzysztof Siemiński, ekspert ds. rozwoju siatki połączeń w LOT. W każdym segmencie rynku, takim jak np. loty między Europą Zachodnią a Azją czy między Europą Wschodnią a Ameryką Północną, rywalem może być zupełnie kto inny. – Ten sam przewoźnik może być na jednym rynku konkurentem, a na drugim – naszym partnerem biznesowym – wskazuje Siemiński.
W samej Europie Środkowo-Wschodniej konkurentami dla LOT są najważniejsi przewoźnicy, którzy zaznaczają tu swoją obecność: np. Grupa Lufthansy. – Na innych płaszczyznach jesteśmy jednak w stanie z nimi współpracować. Jesteśmy partnerem aliansowym, mamy współpracę code-share zarówno z Lufthansą, jak i ze Swiss i Austrian Airlines. Jesteśmy w stanie współdziałać tam, gdzie widzimy korzyść dla obu stron – zapewnia Ludera.
– Wiele zależy też od miary, jaką przyłożymy do konkurencji. Najwięcej naszych połączeń pokrywa się z Wizz Airem. Jeśli chodzi o liczbę pasażerów, największym przewoźnikiem w Polsce jest wciąż Ryanair.
Cena wciąż ważna, ale coraz mniej Nie z każdym przewoźnikiem – zwłaszcza, co zrozumiałe, spośród tzw. tanich linii lotniczych – LOT chce bądź jest w stanie konkurować ceną. Rośnie jednak liczba pasażerów, dla których koszt biletu nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na wybór przewoźnika. Coraz więcej jest podróżnych biznesowych, którym zależy głównie na czasie i dopasowanym rozkładzie podróży. – Pasażer biznesowy ma inne potrzeby: oprócz ceny, która pozostaje istotnym czynnikiem decyzyjnym, istotna jest dogodność oferty. Taki podróżny chce dotrzeć na miejsce tuż przed jakimś wydarzeniem i wrócić zaraz po nim. Jest gotów zapłacić więcej za elastyczność oferty i jej dopasowanie do własnego kalendarza. Linie takie jak Ryanair czy Wizz Air są w stanie zaoferować tańsze bilety na część miejsc, ale nie mogą zaproponować porównywalnej z nami elastyczności oferty. Istotna jest siła naszej oferty, mierzona częstotliwością i pokryciem całego regionu – przekonuje Ludera.
– Zauważamy jeszcze jedną tendencję. W wielu przypadkach taniej byłoby polecieć dziś i wrócić za parę dni – ale trzeba doliczyć jeszcze koszt hotelu i koszty alternatywne, np. nieobecności w pracy. Może się więc okazać, że per saldo podróż jednodniowa będzie jednak atrakcyjniejsza – uzupełnia.
Mieszkańcy regionu będą latać coraz więcej – Jak dotąd nasze założenia się potwierdzają. W wielu relacjach nasza oferta – np. 6 rejsów dziennie między Warszawą a Budapesztem – jest uzupełniona o jeden rejs Wizz Aira. Obsługujemy po prostu inne segmenty rynku – dowodzi Ludera. W jego ocenie oferta firmy już dziś jest najlepsza wśród działających w regionie przewoźników sieciowych. – Kilkadziesiąt połączeń europejskich, które mamy jest naszą siłą, podobnie jak kombinacje poszczególnych kierunków i możliwości przesiadkowe – uzasadnia. Inna przewaga konkurencyjna LOT-u to obsługa przeważającej większości stolic europejskich, a często również drugorzędnych portów w danym państwie, często nieobsługiwanych przez żadnego gracza z Europy Zachodniej z dużą częstotliwością. – W samych Niemczech mamy 8 kierunków, a na Ukrainie – 10 połączeń z 6 różnych portów. Myślę, że będą powstawały kolejne – deklaruje dyrektor. Niektóre połączenia, i to nie tylko krajowe, są wykonywane 5-6 razy dziennie (np. do Wilna, Budapesztu czy Pragi). Częstotliwość ta ma znaczenie także przy pozyskiwaniu pasażerów podróżujących tranzytem do portów na całym świecie.
Choć Europa Środkowa i Wschodnia jest nadal regionem dość biednym, LOT pokłada nadzieje w bogaceniu się jej mieszkańców. – W liczbach bezwzględnych skłonność do latania nadal jest niższa niż na Zachodzie: nieco przekracza jedną podróż na osobę rocznie. Ważna jest jednak również tendencja: skłonność do latania w Europie Środkowo-Wschodniej rośnie szybciej niż na Zachodzie. Inne jest poza tym otoczenie konkurencyjne: rynek jest mniej nasycony, a pozycja niektórych wielkich graczy z Europy Zachodniej nadal nieco słabsza. Uważamy to za naszą szansę. Chcielibyśmy, aby różnice w potencjale przewozowym między rynkiem lotniczym w Europie Zachodniej i w naszym regionie się zacierały.