Linie lotnicze Ryanair zamierzają obsłużyć w Polsce do połowy 2023 roku czternaście milionów pasażerów, z czego milion to będą podróżni rejsów czarterowych. Niemniej kilka połączeń jest zagrożonych. Michael O’Leary, szef przewoźnika z Irlandii nie widzi sensu w decyzji o budowie lotniska w Radomiu i przedstawił swój pomysł na rozwiązanie sporu o podwyżkę opłat nawigacyjnych.
Na wtorkowej konferencji prasowej dowiedzieliśmy się, że linie lotnicze z Zielonej Wyspy uruchomią w najbliższym sezonie zimowym
25 nowych tras z Polski. Najwięcej połączeń zyska Kraków, gdzie zbazowanych zostanie osiem samolotów, a po kilka tras przybędzie również w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu oraz w Modlinie, które to lotnisko mocno wspiera niskokosztowiec z Irlandii. Po wyjątkowo krytycznej opinii jego szefa trudno wyobrazić sobie, że w przyszłości
boeingi 737-8200 "Gamechanger" (dawniej MAXy) odlecą z Radomia.
- Niektóre decyzje nie są zbyt trafne. Budowanie portów lotniczych w środku niczego, pamiętając, że wokół Warszawy są już dwa lotniska, to nie jest zbyt dobra decyzja - podkreślił O'Leary.
- Radom jest właśnie jedną z najgłupszych decyzji. To budowie lotniska w środku niczego. Przypomina inwestycję jak z czasów sowieckich - nie gryzł się w język Irlandczyk, który szybko znalazł sposób w jaki sposób wesprzeć zmagającą się z problemami finansowymi Polską Agencję Żeglugi Powietrznej. - Te wszystkie pieniądze, które idą na budowę lotniska w Radomiu, można właśnie przeznaczyć na pomoc dla PAŻP. Wszyscy byliby wówczas szczęśliwi - podsumował szef Ryanaira. Tani przewoźnik łącznie będzie oferował z Polski aż 220 połączeń. Niektórych istnienie jest jednak wątpliwe.
- Wiele tras jest na granicy opłacalności, tak około 20 proc. To jest jednak nasza inwestycja na przyszłość w Polski, tak na trzy, pięć lub dziesięć lat. Zobaczymy, czy pasażerom np. z Rzeszowa czy Olsztyna nie będzie przeszkadzało dopłacić dwa euro za jeden lot. Jeśli tak się stanie, to wówczas okaże się, że PAŻP miał rację, ale podejrzewam jednak, że wielu z nich powie, że to już jest za dużo - uważa Juliusz Komorek, członek zarządu Ryanaira ds. regulacyjnych i prawnych. - O ile na lotnisku Warszawa-Modlin nie powinno być problemów, o tyle na małych lotniskach może być gorzej. Tam pasażerowie są bardziej wrażliwi na cenę. 10 zł może zrobić różnicę i dojdzie do utraty miejsc pracy - stwierdził O'Leary.
- Jeszcze nie poznaliśmy nowego zarządu w Modlinie, mamy nadzieję, że to nastąpi wkrótce i liczymy na dobrą współpracę. Taka była z poprzednim zarządem. Bardzo liczymy na pomoc Marszałka Województwa, z którym zawsze nam się dobrze współpracowało. Trochę gorzej było ze stony PPL (Przedsiębiorstwo Państwowe "Porty Lotnicze" - przyp. red.), która blokowała inwestycje w Modlinie, chociaż propozycje wychodziły nie tylko od nas, ale także innych inwestorów. Tutaj bardziej chodziło o blokowanie tych inwestycji - odniósł się Irlandczyk do pytania o kontynuację współpracy w Modlinie. O'Leary jest przekonany, że tylko dwa lotniska w stołecznym regionie powinny się dalej rozwijać. Oprócz portu im. Fryderyka Chopina, także właśnie ten w Modlinie.