Nowozelandka oskarżyła personel naziemny linii Jetstar z lotniska Queenstown o kradzież i zjedzenie wiśni. Kobieta, jej siostra i dwie siostrzenice były odprawiane 11 grudnia ubiegłego roku w porcie na Wyspie Południowej na rejs do Auckland. Historię rozgoryczonej postępowaniem pracowników Jetstar pasażerki opisuje "Star News" wydawana w Christchurch. Według relacji gazety Nowozelandka przekroczyła nieznacznie limit bagażu podręcznego, a personel naziemny przewoźnika w porcie Queenstown nie dał jej możliwości zmniejszenia wagi poprzez wyjęcie kilku wiśni z pudełka. Decyzję tłumaczono brakiem czasu, podobnie jak próbę zapłaty na nadbagaż.
Kobieta zdecydowała się pozostawić wiśnie i wejść na pokład samolotu, co wydawało się zakończy sprawę. Niezłomna pasażerka postanowiła odebrać owoce następnego dnia za pośrednictwem znajomego, który miał je wysłać w inny sposób. Pudełko z wiśniami oczekiwało w lodówce pracowników Jetstar na lotnisku w Queenstown. Odbiór owoców pogłębił jednak rozczarowanie. Okazało się bowiem, że w pudełku brakowało wielu wiśni, a konkretnie ponad połowy.
Rozgoryczonej Nowozelandce zaproponowano rekompensatę w wysokości 50 miejscowych dolarów, ale pozostał niesmak. "Nie mieli prawa ich zjeść. To sprzeczne z ich polityką. Zrywaliśmy je z miłością i to boli najbardziej – wyznała rozżalona podróżna. Rzecznik Jetstar potwierdził, że nastąpiło naruszenie protokołu i należy przyjrzeć się dokładnie łańcuchowi zdarzeń. Przewoźnik, który aktualnie trzy razy na dobę lata między Auckland a Queenstown, wszczął nawet dochodzenie, ale zapewnia, że żaden z pracowników nie zjadł wiśni.
Jedna z wersji zakłada, że owoce wysypały się z pudełka na podłogę w hali odlotów i zostały po prostu wyrzucone do kosza. Polityka linii lotniczych dotycząca żywności jest jednak jasna. Pasażer oddając owoce przed wejściem na pokład samolotu, zrzeka się swoich roszczeń do nich i de facto zgadza się na ich utylizację. Przewoźnik i tak więc wykazał się dobrocią, pozostawiając je do odbioru dla wyznaczonej osoby.