W 2018 roku LOT będzie miał dużo nowych wyzwań operacyjnych. Do tej pory poza jednym połączeniem w tygodniu z Krakowa, wszystkie rejsy długodystansowe były realizowane z hubu w Warszawie. Wkrótce do tego dojdą rejsy z Rzeszowa i przede wszystkim z Budapesztu. To duże wyzwanie operacyjne i duża komplikacja biznesowa dla linii o skali działania LOT-u – komentuje dla portalu Rynek Lotniczy Michał Leman, były wieloletni dyrektor PLL LOT, obecnie autor bloga Captainspeaking.
Ubiegły rok PLL LOT zakończyły bardzo dobrymi wynikami. Za 2017 rok udało się wypracować 280 mln zł zysku z działalności podstawowej. To wynik o 100 mln zł lepszy niż w roku 2016. W minionym roku linie lotnicze przewiozły prawie 7 mln pasażerów, a mają ambicje na więcej. Jak zapowiedział prezes przewoźnika, Rafał Milczarski, LOT planuje w nowym roku przekroczyć barierę 9 mln pasażerów.
Jest ryzykoPrzed paroma miesiącami polski przewoźnik poinformował również o otwierających się nowych możliwościach biznesowych – w maju
LOT połączy Budapeszt z Nowym Jorkiem i Chicago, co jest niewątpliwym krokiem do przodu, zważywszy na to, że Węgry od 2011 roku nie mają narodowego przewoźnika oraz bezpośrednich połączeń za ocean. Można więc powiedzieć, że
LOT błyskotliwie wykorzystał tę lukę, pozostaje jednak obawa, czy przewoźnik w pełni wykorzysta tę szansę. – To duże wyzwanie operacyjne i duża komplikacja biznesowa dla linii o skali działania LOT – zwraca uwagę Michał Leman, były wieloletni dyrektor PLL LOT, obecnie autor bloga Captainspeaking.
Jak podkreśla ekspert, nie oznacza to wcale, że decyzja o rejsach LOT-u z Budapesztu jest błędna. – Akurat w tym wypadku bazuje na sporych zachętach ekonomicznych, ale jest to dodatkowe spore ryzyko. Patrząc szerzej, strategia opierania siły przewoźnika na rejsach przez HUB powoli się rozmywa – zaznacza Michał Leman. LOT w 2018 roku będzie miał rejsy do USA z dwóch portów regionalnych i Budapesztu, połączenia do Tel Awiwu z czterech portów regionalnych, a na Ukrainę – z trzech.
Nowy rok, ciągle nowa flotaLeman zwraca uwagę, że na niekorzyść przewoźnika działa brak realizacji jednego z punktów swojej strategii. – LOT nie upraszcza floty. Wielokrotnie zapowiadane i zaplanowane na kilka lat dojście do trzech typów samolotów nie ma pokrycia w rzeczywistości – zaznacza. (
Czytaj:
Używane Embraery, nowe Dreamlinery i MAX-y. Jaka ma być docelowa flota PLL LOT?)
Linie lotnicze przyjmą w tym roku pod swoje skrzydła używane Embraery, oprócz tego jest w trakcie dostaw MAX-ów, a kolejnym krokiem będzie przyjęcie kolejnego typu Dreamlinera 787-9. Łącznie więc w swojej flocie w 2018 roku LOT będzie miał LOT w tym roku będzie miał turbośmigłowe Bombardiery Q400, trzy typy Embraerów (E170/E175/E195), trzy typy Boeingów B737 (B737-400, B737-800NG, B737MAX8) i dwa typy Dreamlinerów (B787-8, B787-9).
– Jak na linię posiadającą około 50 samolotów to zdecydowanie za dużo. Tak skomplikowana flota oznacza wyższe koszty, duże problemy w przypadku awarii i opóźnień, ograniczone możliwości podmieniania samolotów – ostrzega Michał Leman. Jak dodaje, kolejne dwa typy Bombardierów są wspólnie wykorzystywane wraz z Nordicą. A nowa flota – choć nikt nie ma wątpliwości, że jest LOT-owi potrzebna – oznacza większe koszty zaliczek i leasingów.
Nowy rok, potrzebne nowe technologieZdaniem Michała Lemana przewoźnik dobrze zarządza tym, co już osiągnął, jednak to – w kontekście rosnącej konkurencyjności europejskich linii lotniczych, mnogości usług i rozwijających się nowych technologii – może nie wystarczyć. – Patrząc na wdrożenia narzędzi, na przykład automatyzacji sprzedaży i komunikacji z klientami za pomocą mediów społecznościowych czy rozwiązań typu live chat, LOT jest bardzo w tyle – dodaje Leman, zaznaczając, że duże linie lotnicze inwestują w tych obszarach setki milionów złotych. – Nie mam wątpliwości, że te wydatki się im zwrócą – orzeka.
Jego zdaniem linie lotnicze, które zlekceważą potrzebę digitalizacji, będą miały bardzo poważny problem z pozyskaniem i utrzymaniem klientów. – Co więcej, mogą mieć nawet kłopot z określeniem, gdzie Ci pasażerowie im znikają i z jakich powodów. To jest ogromne wyzwanie i LOT ma ostatni moment, żeby rynek nie uciekł – stwierdza ekspert.
– Niestety, to wymaga inwestycji i odważnych decyzji, bo projekty technologiczne w branży lotniczej trwają długo, dużo kosztują i nie przynoszą szybkich efektów. Jest więc duża pokusa na odkładanie ich na później – podsumowuje Michał Leman.