Jeszcze nie tak dawno włoscy piloci zapowiadali, że będą szykować strajk w okresie świątecznym. Okazuje się, że niemieccy i irlandzcy związkowcy zdają się mieć podobny plan. Jak pisze atwonline.com, jeśli potwierdzenia się potwierdzą to będzie to największy strajk u tanich linii lotniczych w Europie.
Przewoźnikowi ciężko będzie przygotować się na działania prewencyjne. O ile irlandzka załoga zapowiedziała czterogodzinny strajk na 20 grudnia, to próżno spodziewać się deklaracji ze strony niemieckich pracowników. Tamtejszy związek zawodowy nie podał konkretnego terminu, zaznaczył jednak, że akcja nie odbędzie się podczas świąt Bożego Narodzenia (wliczając 26 grudnia).
Jednodniowe
protesty na 15 grudnia zapowiedzieli też włoscy piloci. Związek pilotów Anpac w liście do Ryanaira oświadczył, że planowany strajk dotyczy „prawa do negocjowania układów zbiorowych pracy, a także kwestii związanych z ubezpieczeniem społecznym, opieką zdrowotną i planowaniem wakacji”. To oznacza utrudnienia dla polskich pasażerów, podróżujących z Krakowa do Pizy, z Wrocławia do Neapolu i Palermo oraz z Modlina do Bolonii i Rzymu.
Źródło zaznacza, że stronom nie udało się dojść do porozumienia. Ryanair stwierdził, iż struktura wynagrodzeń została zatwierdzona przez irlandzki Sąd Najwyższy, dlatego uznał skargi związków zawodowych za bezpodstawne.
W komentarzu dla Rynku Lotniczego przedstawiciele linii odnieśli się też do strajku Włochów. Zwrócili uwagę, że jest to już szósty raz, gdy włoski związek FIT/CISL lub ANPAC ogłaszają strajki pilotów Ryanaira „tylko po to, aby następnie ogłosić przesunięcie ich w czasie lub odwołanie”. – Oczekujemy, że i tym razem strajki zostaną odwołane, tym bardziej, że FIT/CISL i ANPAC są związkami zakładowymi Alitalii i nie mają żadnego wpływu na działalność Ryanaira – dodali przy tym.
Kilka miesięcy temu irlandzki przewoźnik
odsłonił karty i ujawnił, ile płaci pilotom. Podał przy tym konkretne stawki, na które mogą liczyć kapitanowie (po planowanych podwyżkach) i zestawił je z zarobkami konkurentów. Członkowie załogi wytykali jednak, że podwyżki tylko na pierwszy rzut oka wypadają tak dobrze. W rzeczywistości, by zarobić więcej, trzeba otrzymać premię za produktywność, a to oznacza nic innego, jak nienormowaną pracę trzy dni dłużej niż zakłada to grafik – dodawali przy tym.